Howdy pardner!
Widzisz go? Widzisz, pewnie że tak, nie jesteś ślepy. A wiesz czemu tak jest? Bo on nie ma nic przeciwko temu byś go widział. Kumple mówią mu Roy, na identyfikatorze ma David Gregory Roydman. Posrane, kto w tych czasach ma dwa imiona? Robi jako ochroniarz, ale czasem, poza swoja wartą znika na parę godzin i wraca niosąc jakieś bydlę do żarcia. Upolował je, a potem patroszy sobie gdzieś z boku i dzieli się z ludźmi. Podobno góra odpala mu za każde trofeum dodatkową forsę. Wiesz, gadałem z jego kumplami z ochrony. Nie byli skorzy do rozmowy, ale gorzała trochę rozplątała im języki. Podobno Roydman był w wojsku Nowych Stanów. Dziewiąty batalion zwiadu. Tak, bracie, mamy w ochronie snajpera ze słynnej dziewiątki.
Nie wiem jak Ty, ale ja się czuję z tym bezpieczniej.
Chłopaki nie wiedziały, czemu odszedł z wojska. Wiedziały za to, co było dalej – uwił sobie przytulne gniazdko na przedmieściach Vegas i wywiesił szyld prywatnego detektywa na drzwiach. Musiał partaczyć każdą robotę albo nie mieć klientów, bo gdy tylko O’Drain ogłosił rekrutację pracowników do TransAm Railway, nasz Marlowe złapał swój karabin i zaciągnął się do ochrony.
Jakby się tak zastanowić… Moim zdaniem po prostu nie potrafił usiedzieć w miejscu, więc złapał wiatr w żagle i popłynął.
Offline